Picek
Dołączył: 04 Sie 2007
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z labolatorium otchłani
|
Wysłany: Wto 14:30, 07 Sie 2007 Temat postu: Epizody dziennika by Picek Ep. 1 Kobiety i wierszoklety |
|
|
Burdel "trzech siostrzyczek" może nie był najlepszym burdelem w Sigil, ale Gortekowi w zupełności wystarczał. Były ku temu dwa powody. Pierwszy, że było tam odpowiednio tanio, po drugie rozkosze jakie tam zapewniano go były warte pieniędzy jakie tam zostawiał. Po zaspokojeniu naturalnych potrzeb nośnika chromosomu Y ruszył do gospody "Bezimmieny" którą prowadził Veteran Wojen Krwi który kazał się zwać bezimienny. Co ciekawe pare razy był świadkiem jak to raz to Batezu, raz Tanari wpadały do gospody i go zabijały a on dalej ją prowadził. Nie potrafił tego zrozumieć. Sądził że to magia , a gdzie magia tam się on nie miesza. Jedyny kontakt bliższy miał w Altodorfie gdzie z kanałów wlazł do jakejs piwnicy gdzie było pełno uwięzionych demonów i przez przypadek je wypuścił. "W nagrode" jeden z demonów rzucił nim przez plany. Tak właśnie trafił do Sigil. I był wsumie z tego zadowolny. Wracając do gospody zaletą było jej to zawsze wieczorami były tu burdy. Ostatnio wybuchały ponieważ bard ... chyba Nadrin się nazywał, tak smęcił, że jakiś tanari postanowił tu dosłowni ukręcić łeb. Dość żywiołowo na to zareagował golem Detrytus który pełnił rolę wykidajły w Bezimmienym [diabli wiedzą z skąd go wziął, on sam mówi ze był na niewidocznym uniwersytecie [?!] gdy nagle szub, bum , trach i znalazł się tutaj] strzelił go w morde , na co podnieśli się towarzysze domona i zwolennicy barda i rozpoczełą się batalia zakończona odbudową Bezimmienego [nie chodzi mi tu tylko o budynek]. W środku zamętu wyciągnąłem nie dorajde . Cały czas smęcił, że go jakaś babka rzuciła , że mu źle, że nie ma po co żyć. Dopiero po tym jak oberwał z barbarki w twarz zaczął trzeźwo myśleć , czyli najkrócej rzecz biorąc , razem z Gortekiem zaczął spierdalać. Był to ostatni moment biorąc pod uwagę, że demony zaczeły walić z całego swego aresenału, a z zalady wyjrzał jakiś ludzki staruszek w czapce uszatce i zaczął pruć z dziwnej machiny którą nazywał kałąch. Mowił, że nazywa się Wędrowycz czy jakoś tak i pędzi bimber na zapleczu. W tej chwile miało to znaczenie zdecydowanie marginalne.
Obaj panowie dopiero po upwnieniu się że nikt ich nie goni zatrzymali się za rogiem, przecznice od gospody, której łunę było prawdopodonie widać w całym Sigil.
- Dziękuję ci o panie za uratowaie mego życia. Jestem ci po stokroć wdzięczny i ..... - tą radosną tyradę, której krasnoludy z zasady nie lubia zakończył cios w podbrzusze.
- Ty jełopie, ty goblinie zasrany , ty ... [w tym momencie najprawdopodobniej przodkowie Gorteka kiwali głową mówiąc "Oto godny nas potomek"] ty... a żeby cię jasna cholera. Smęcić się zachciało ?! A gdzie ja teraz chlać będę ?! Przez ciebie te pie... - grupa demonów jaka przeszła obok wraznie zmieniła tok wypowiedzi krasnoluda - stworzenie puściły z dymem całą karczme, a cała wypłata w kieszeni . Co za wstyd. Dożyć z nie wydaną wypłatą do piątku. - załamany krasnolud , dla którego kwestią honoru były mieć przechlaną wypłatę pred końcem tygodnia, schował twarz w rękach.
- Alez nie martw się bohaterze ... Nardin chciał przyjacielsko poklepać krasnoluda po ramieniu, ale nie obeznany ze zwyczajami starszego ludu ze Starego świata , obrewał poraz kolejny starą dłonia w starej wytartej rękawicy, w swój bądz, co bądz młody brzuch.
- Myślisz ze mnie na litość weźmiesz?! Mnie ?! Ja ci dam - zamierzając się do kolejnego ciosu tym razem w twarz diablęcia [ablowiek kolejny cios brzuch go powalił na ziemię] nie zauważył kobiety która dosłownie wyrosła za jego plecami
- Ty łachmyto ! Ty parszywy zapcholny krasnoludzie ! Pierwszo planowcu zakichany! Na barda dłoń podnosisz ! I to jeszcze na mojego Nadrina ! Ja ci zaraz dam !
Po dwóch tygodniach rekonwalescencji Gortek nauczył się jednego. Nawed demon z najgłębszych otchłani nie dorówna mocą wkurzonej kobiecie......
Post został pochwalony 0 razy
|
|